czwartek, 30 czerwca 2016

!0 miesięcy i "Gwiazd naszych wina" :)

Troszkę nas tu  nie było :). Dużo się działo przez ten czas, ale dzisiaj post o czymś innym :). A mianowicie wczoraj stuknęło nam 10 miesięcy. 

Poznaliśmy się dokładnie 29 sierpnia 2015 w godzinach wieczornych i od tamtej pory jesteśmy parą :D.Przez ten czas nasza najdłuższa rozłąka trwała jakiś tydzień, może nawet niecały. Mieszkamy razem, pracujemy razem, jemy razem (ale nie zawsze to samo!), właściwie to wszystko robimy razem (no może poza chodzeniem do toalety). Jesteśmy jak papużki nierozłączki :).



Z okazji naszej kolejnej miesięcznicy postanowiliśmy sobie obejrzeć pewnie już wszystkim znany film "Gwiazd naszych wina". Na pewno większość z Was go widziała, a przynajmniej o nim słyszała. Jest to romantyczny dramat z nutką komedii zwieńczony litrem łez Agnieszki w ostatnich 20 minutach. Płakałam jak bóbr, a Patryk się ze mnie śmiał (udawał że film go nie rusza, a gdy pierwszy raz go oglądał to też płakał!). Koniec końców musieliśmy przespać dzisiejszą noc na mokrych od moich łez poduszkach w akompaniamencie śmiechu Patryka (no nawet teraz się ze mnie naśmiewa).  



Wszystkim którzy jeszcze nie oglądali tego filmu, a mają zamiar to zrobić proponuję przygotować sobie paczkę chusteczek, albo od razu całą rolkę papieru (ewentualnie ręcznik) do ocierania łez, bo na 99% będziecie zalewać łzami swoje łóżko, ewentualnie inną powierzchnie na której zdecydujecie się oglądać ten film. 

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Walibi Holland

Hej :)

Wczoraj pojechaliśmy do jednego z największych parków rozrywki w Holandii - Walibi Holland. Byliśmy tam od 10 rano do 18:30 i zdążyliśmy przetestować prawie wszystko. 



Zaczęliśmy od Xpress: Platform 13. Chwilkę postaliśmy w kolejce i już za chwilę pędziliśmy z prędkością światła (no prawie) 90 km/h. 3 sekundy zajęło rozpędzenie wagoników do tej prędkości. Niesamowite uczucie :). Następnie na chwiejnych nogach powędrowaliśmy na El Condor. To jeden z tych roller coasterów w którym nie ma podłogi i nogi latają w powietrzu :). Z roller coasterów zaliczyliśmy jeszcze Robin Hooda, po którym niemiłosiernie bolał kark, Lost Gravity, The Speed of Sound, któy jest tzw. roller coasterem boomerangiem, co w praktyce znaczy tyle, że robimy całą trasę do przodu, a później tą samą do tyłu (do tyłu jest okropna). Największą, najwyższą, najszybszą, najbardziej stromą i w ogóle naj był Goliath. Ponad 1200 metrów z prędkością 106 km/h, poza tym dwa bardzo strome zjazdy i oczywiście długa kolejka by się na niego dostać. Ale udało nam się i wrażenia były niesamowite (o ile nie jechało się z zamkniętymi oczami jak Patryk):). Na koniec można nawet wykupić filmik z jazdy, czego niestety nie zrobiliśmy i trochę żałujemy.

Speed of Sound

Goliath (najbardziej stroma część)

Widok z La Grande Roue


Lost Gravity

Poza roller coasterami zaliczyliśmy Space Shot, czyli spadek z 60 metrów, G-Force - karuzela bez zabezpieczeń, Crazy River, La Grande Roue z którego widać całe Walibi, Tomahawk po którym było nam niedobrze, Merlin's Magic Castle, El Rio Grande z którego nikt nie wyszedł suchy, oraz Spinning Vibe na którym zakończyliśmy nasz dzień w Walibi Holland. 

W La Grande Roue ( jakieś 40 metrów nad ziemią)






La Grande Roue z dołu (nie zmieściło się całe w kadrze)

Był również Excalibur.. Byliśmy na nim w sumie 3 razy. Z pierwszych dwóch wyszliśmy susi. Niestety za 3 tak nie było. Woda z fontanny wystrzeliwała tak wysoko, że nie została na nas ani jedna sucha nitka. Co najlepsze, widzieliśmy, że wszystkie miejsca są mokre i ludzie, którzy byli na nim moment przed nami też, ale mimo wszystko usiedliśmy sobie wygodnie, zapieliśmy się i ruszyliśmy. Na samym początku było fajnie.. Do momentu w którym nie dostaliśmy wodą w twarz :D. Później było już tylko gorzej. Ale daliśmy radę i cali mokrzy wyszliśmy z uśmiechami na buziach i mokrym portfelem. 


To już jest koniec :(

Ostatnie zdjęcie w Walibi Holland

Drogę powrotną do domu prawie całą przespaliśmy, budząc się jedynie na zakrętach z myślą że jedziemy roller coasterem i zaraz będziemy do góry nogami. 
Wracamy i jeszcze nie śpimy :) (na drugim planie Popek)

Po całym dniu w parku rozrywki byliśmy bardziej zmęczeni niż po 12 godzinach w pracy (i poparzeni słońcem). Ale nie żałujemy i planujemy w naszych małych główkach kolejną taką wycieczkę :).

Ps. Ostatnio przez przypadek usunęłam kilka komentarzy od Was :(. Chciałam je opublikować no i jednak mam za duże palce, albo za mały telefon bo wcisnęłam "usuń". Chciałabym Was za to bardzo przeprosić i obiecuję, że to był ostatni raz :).


piątek, 3 czerwca 2016

Bolibrzusie

Hej wszystkim :)

Pewnie zastanawiacie się dlaczego "bolibrzusie"? W sumie to sami nie wiemy czemu. Może to dlatego że lubimy dużo jeść i później bolą nas brzuchy :D. Nazwę bloga wymyśliliśmy pod wpływem chwili i niezbyt zastanawialiśmy się nad jej sensem (albo tego sensu brakiem). Bolibrzusie wydały się nam miłe dla ucha i łatwe do zapamiętania. 


A kim są bolibrzusie??
Bolibrzusie to para z 9 miesięcznym stażem, razem mieszkająca i pracująca od 2 tygodni w małej mieścinie nieopodal Amsterdamu w Holandii. Miłośnicy Harrego Pottera, dobrego jedzenia i długich spacerów. Agnieszka - oaza spokoju i Patryk - ten który jako jedyny potrafi ten spokój zaburzyć :D. Mimo wszystko jest wspaniale. Do momentu w którym nie zaczynamy się kłócić kto dzisiaj zmywa :). 

Na dzisiaj to chyba tyle. Czas na World of Warships :).

Dobranoc,
Bolibrzusie