Hej :)
Wczoraj pojechaliśmy do jednego z największych parków rozrywki w Holandii - Walibi Holland. Byliśmy tam od 10 rano do 18:30 i zdążyliśmy przetestować prawie wszystko.

Zaczęliśmy od Xpress: Platform 13. Chwilkę postaliśmy w kolejce i już za chwilę pędziliśmy z prędkością światła (no prawie) 90 km/h. 3 sekundy zajęło rozpędzenie wagoników do tej prędkości. Niesamowite uczucie :). Następnie na chwiejnych nogach powędrowaliśmy na El Condor. To jeden z tych roller coasterów w którym nie ma podłogi i nogi latają w powietrzu :). Z roller coasterów zaliczyliśmy jeszcze Robin Hooda, po którym niemiłosiernie bolał kark, Lost Gravity, The Speed of Sound, któy jest tzw. roller coasterem boomerangiem, co w praktyce znaczy tyle, że robimy całą trasę do przodu, a później tą samą do tyłu (do tyłu jest okropna). Największą, najwyższą, najszybszą, najbardziej stromą i w ogóle naj był Goliath. Ponad 1200 metrów z prędkością 106 km/h, poza tym dwa bardzo strome zjazdy i oczywiście długa kolejka by się na niego dostać. Ale udało nam się i wrażenia były niesamowite (o ile nie jechało się z zamkniętymi oczami jak Patryk):). Na koniec można nawet wykupić filmik z jazdy, czego niestety nie zrobiliśmy i trochę żałujemy.

Speed of Sound
Goliath (najbardziej stroma część)
Widok z La Grande Roue
Lost Gravity
Poza roller coasterami zaliczyliśmy Space Shot, czyli spadek z 60 metrów, G-Force - karuzela bez zabezpieczeń, Crazy River, La Grande Roue z którego widać całe Walibi, Tomahawk po którym było nam niedobrze, Merlin's Magic Castle, El Rio Grande z którego nikt nie wyszedł suchy, oraz Spinning Vibe na którym zakończyliśmy nasz dzień w Walibi Holland.
W La Grande Roue ( jakieś 40 metrów nad ziemią)
La Grande Roue z dołu (nie zmieściło się całe w kadrze)
Był również Excalibur.. Byliśmy na nim w sumie 3 razy. Z pierwszych dwóch wyszliśmy susi. Niestety za 3 tak nie było. Woda z fontanny wystrzeliwała tak wysoko, że nie została na nas ani jedna sucha nitka. Co najlepsze, widzieliśmy, że wszystkie miejsca są mokre i ludzie, którzy byli na nim moment przed nami też, ale mimo wszystko usiedliśmy sobie wygodnie, zapieliśmy się i ruszyliśmy. Na samym początku było fajnie.. Do momentu w którym nie dostaliśmy wodą w twarz :D. Później było już tylko gorzej. Ale daliśmy radę i cali mokrzy wyszliśmy z uśmiechami na buziach i mokrym portfelem.
To już jest koniec :(
Ostatnie zdjęcie w Walibi Holland
Drogę powrotną do domu prawie całą przespaliśmy, budząc się jedynie na zakrętach z myślą że jedziemy roller coasterem i zaraz będziemy do góry nogami.
Wracamy i jeszcze nie śpimy :) (na drugim planie Popek)
Po całym dniu w parku rozrywki byliśmy bardziej zmęczeni niż po 12 godzinach w pracy (i poparzeni słońcem). Ale nie żałujemy i planujemy w naszych małych główkach kolejną taką wycieczkę :).
Ps. Ostatnio przez przypadek usunęłam kilka komentarzy od Was :(. Chciałam je opublikować no i jednak mam za duże palce, albo za mały telefon bo wcisnęłam "usuń". Chciałabym Was za to bardzo przeprosić i obiecuję, że to był ostatni raz :).